Adept - Moja dłoń się rozpływa

Moja dłoń się rozpływa, skóra się topi
Serce samotność rozrywa jak karabinu pocisk
Tak już bywa, że chce się płakać, gdy jesteś sam
U mnie nie bywa, a jest, nie opuszcza mnie ten stan

Gdy idę spać, ogrom pustej przestrzeni przytłacza
Leżę w łóżku, do którego nawet nie mam po co wracać
Śpij, wstawaj, zapierdalaj, śpij, czy to się opłaca
Całe dnie mijają w śnie, samotność to ciężka praca

Jakbym codziennie miał kaca, nie chce przespać swego życia
A w tym śnie mijają lata, nie nastawił nikt budzika
A zegar tyka i tyka i nic z tego nie wynika
Przynajmniej mieszkam za nisko żeby pójść w ślady Magika

Ze zmęczenia boli głowa, wypadają ze mnie słowa
Bezwiednie rzucam teksty o zaczynaniu od nowa
Łatwo jest uciekać, trudniej jest zaakceptować
Że ręce zawsze będę miał spętane w okowach

Widzę sznur samochodów, ludzi w kolejce do sklepu
Pętla się zaciska w niekończącej się rutynie
Wypalone ze stresu w serii kilka tanich kiepów
Z potokiem deszczówki wzdłuż krawężnika płynie

Zgiełk mnie budzi, otumania, uprzytomnia i pozbawia przytomności
Ciągły hałas, wszystko ciągle, nagle, naraz
Łapie raz za razem paraliż i marazm się nie kończy
Przemęczona głowa nie wykrzesze więcej siły z kończyn

Z łóżka wstać już nie da rady, cicho czekam, liżę rany,
Omijają mnie wypady, choć wciąż czuję się pijany
Bo na nogi już nie stanę, nie utrzymam równowagi
W złe emocje uwikłany (kurwa mać)

Jestem sam, sam jak palec, sam rady już nie daje,
Sam leżę w swoim łóżku, skromnie płaczę, mam tak stale
Ciągle jakbym był na zwale, tu się nic nie zmienia wcale
Mówisz: "mogło być gorzej" - już nie musi, wyjebane

Pościel cicho mnie otula, cicho łapie z krtań
Cicho krzyczę w samotności: "nigdy więcej nie być sam"
Z okna oglądam świat, ten co mało mnie obchodzi
Nie obchodzą mnie ścieżki, po których nie mam z kim chodzić

"Samotność to nie twój problem" - jak nie mój, to kurwa czyj
Myślę paląc kiepa w oknie, a śnieg pada mi na ryj
Poczuć chcę się trochę lepiej, do płuc łapię więc dym
W głowie mam tę sytuację i układam denny rym

"Wyjdź na zewnątrz, idź pobiegaj, popatrz tylko jak jest ładnie"
W mojej głowie mieszka złodziej co mi dopaminę kradnie
Ja niewdzięczny, ja niesłuszny, ja na zawsze niedojrzały
Jak odebrać w końcu czego lata w domu mi nie dały

Jest godzina trzecia w nocy, młody wciąż przed kompem siedzi
"Najważniejsze żeby jutro poszedł grzecznie do spowiedzi"
Mamo słuchaj, to tak nie działa, modlitwa mi nic nie dała
Bóg nie ma dla mnie żadnych odpowiedzi

Written by:
Amadeusz Burnat

Publisher:
Lyrics © O/B/O DistroKid

Lyrics powered by Lyric Find

Adept

Adept

View Profile